Jednak nadal zbyt wiele osób ginie lub odnosi poważne obrażenia na drogach. Polska może i powinna zrobić więcej. Za wypadki drogowe płacimy wszyscy – czy to w formie podatków przeznaczanych na finansowanie działalności ekip ratunkowych, czy kosztów hospitalizacji, rehabilitacji, utraty dochodów w trakcie rekonwalescencji. W wielu przypadkach także w formie dożywotniej opieki nad osobami, które doznały trwałego urazu. Jak wskazują szacunki, cena wynosi ok. 30 mld zł rocznie.
Biedni cierpią najmocniej
Te pieniądze można by lepiej wydać: na oświatę, zdrowie czy choćby remonty dróg. Ciężkie wypadki są największą tragedią dla najuboższych członków społeczeństwa: utrata żywiciela rodziny może wpędzić pozostałych przy życiu najbliższych w poważne kłopoty finansowe.
W związku z tym poprawa bezpieczeństwa ruchu drogowego w Polsce doskonale wpisuje się w główne cele Banku Światowego, tzn. walkę z ubóstwem i wzrost powszechnego dobrobytu. Za pośrednictwem swojego warszawskiego biura z radością przyjmuje on propozycję udzielenia dalszej pomocy eksperckiej w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego oraz w innych obszarach o istotnym znaczeniu rozwojowym.
Przeprojektować drogi
Modelem dla Polski może być szwedzkie podejście do bezpieczeństwa ruchu drogowego, znane jako „safe systems". Model ten zakłada, że ludzie tak czy inaczej będą popełniać błędy, dlatego warto się skupić na zabezpieczeniu ludzkiego ciała przed konsekwencjami tych błędów.
Oznacza to np. przeprojektowywanie dróg w taki sposób, aby nie mogło dojść do bardzo silnych zderzeń, albo budowanie barier drogowych z materiałów takich jak elastyczne liny, które „wybaczają" błędy popełnione przez kierującego pojazdem. Inne rozwiązania to m.in. oddzielanie od siebie pasów ruchu, zapobieganie zderzeniom czołowym czy budowanie pojazdów ze skutecznymi poduszkami powietrznymi chroniącymi ciało przed urazem w wyniku zderzenia.
Przy podejściu określanym jako „safe systems" wszystkie elementy wpływające na bezpieczeństwo ruchu drogowego powinny być ukierunkowane na ochronę ludzkiego życia. Obejmują one m.in. bezpieczniejsze korytarze drogowe, egzekwowanie przepisów, standardy dotyczące pojazdów drogowych, służby ratownicze, a także działania edukacyjne i informacyjne. Jednym z przykładów może być szwedzki system dróg 2+1: dwa pasy ruchu w jednym kierunku i jeden pas ruchu w przeciwnym kierunku, z elastycznymi barierami w środku i po bokach, przy czym pasy ruchu zmieniają na pewnych odcinkach kierunek, aby naprzemiennie ułatwiać wyprzedzanie pojazdom jadącym w obu kierunkach. Po wprowadzeniu takiego rozwiązania śmiertelność na drogach spadła o ponad 90 proc.
Noga z gazu
My również powinniśmy zrobić to, co jesteśmy winni samym sobie, naszym przyjaciołom, rodzinom i całemu społeczeństwu. Bezpieczeństwo zależy przecież również od tego, czy będziemy przestrzegać ograniczeń prędkości, zapinać pasy bezpieczeństwa i używać specjalnych fotelików dla najmłodszych. Kraje będące prymusami w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego mogą się pochwalić 98-proc. lub 99-proc. wskaźnikiem stosowania pasów bezpieczeństwa. W Polsce pasy bezpieczeństwa nie są w tak powszechnym użyciu. Jak wynika z badań przeprowadzonych niedawno na zlecenie Sekretariatu Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, na przednim siedzeniu zapina je 84 proc. osób, a na tylnym tylko 59 proc.
Wysoka stawka
Obok argumentów za ochroną życia ludzkiego warto też przytoczyć argumenty ekonomiczne. Gdyby w Polsce zobowiązano się do tak prostej czynności, jak zapięcie pasów bezpieczeństwa oraz do przestrzegania ograniczeń prędkości, do 2020 r. liczba śmiertelnych ofiar wypadków drogowych spadłaby o połowę w porównaniu z rokiem 2010. Pasy bezpieczeństwa i niższa prędkość jazdy mogą też zapobiec tysiącom poważnych urazów w wypadkach drogowych w skali roku. Wreszcie, można w ten sposób zaoszczędzić co najmniej 15 mld zł rocznie, licząc od 2020 roku, w porównaniu z kosztami finansowymi generowanymi przez wypadki na drogach w 2010 r. Byłby to znaczący wkład w oszczędności dające korzyści polskiej gospodarce.